Powrót i refleksje
Lot jak lot - długi i urozmaicony wszelakimi pytaniami Trzylatki, tym razem głównie o zabijaniu:/ W domu przywitały nas dwa stopnie minus, chłodny wiatr i lekki śnieg. Nie będę wspominać o ogołoconych drzewach i szarym nisko wiszącym niebie. Po eksplozji zieleni taki krajobraz aż boli.
A o Tajlandii jeszcze trochę chciałam napisać. Moje subiektywne spostrzeżenia, być może część z nich nie jest zgodna z rzeczywistością. Jeśli tak, mam nadzieję to kiedyś zweryfikować. To była m oja druga podróż do Tajlandii. Ostatni raz byliśmy tam dziesięć lat temu i nie mieliśmy tak bliskiego kontaktu z tubylcami. Wiele wrażeń się zatarło, więc ten wyjazd przeżywałam częściowo jako świeży.
Jedzenie
Tajlandczycy kochają przegryzki, ciągle coś jedzą. Tam, gdzie są ludzie, niewiadomo skąd pojawiają się od razu garkuchnie na kółkach, gdzie można kupić malutkie szaszłyki z niemal wszystkiego, wózki, gdzie można kupić pokrojone na kwałki owoce, stoiska z napojami i czym tylko dusza zapragnie. W każdej wiosce mieści się też malutki market, w którym można głównie kupić czipsy i inne wysokokaloryczne i średnio zdrowe przegryzki plus słodkie napoje. Poza tym tajską kuchnie uwielbiamy za wszystko:)
Dzieci
Jest ich dużo, wszędzie widać maluchy. Przy stoiskach otwartych do późna w nocy stoją zaimprowizowane kołyski albo chodziki, gdzie drzemią lub siedzą dzieci pod okiem pracujących matek. Zaskoczyła mnie duża ilość grubych maluchów, co jednak w kombinacji z powyższym przestaje mnie dziwić. Widok dziecka w piżamie z paczką czipsów w ręce nie jest rzadki. Po zachowaniu wobec naszej Trzylatki sądzę również, że dzieci dostają słodycze przy każdej okazji. Nieprzyzwyczajona do takich ilości Trzylatka odmawiała, co spotykało się z ogromnym zdumieniem. Nie widziałam prawie wogóle dzieci przy piersi (3 razy w tym dwoje cudzoziemców), za to mnóstwo dzieci z butelką w ręce.
Tajlandczycy uwielbiają dzieci, europejskie dzieci są wielką atrakcją - nasza Trzylatka była ciągle, naprawdę ciągle, zagadywana i dotykana.
Drogi
Są całkiem porządne. Ruch lewostronny na szczęście dla M. nie był problemem. Zaskoczyła nas niewielka ilość znaków drogowych, zwłaszcza ograniczeń prędkości oraz zdyscyplinowana jazda Tajlandczyców. Jako pojazdów używają niemal wszystkiego - zdezelowanych ciężarówek, pikapów, gdzie z tyłu siedzi kilkanaście osób, często na jakiś towarach, motorowerów, na krórych siedzi przynajmniej kilka osób wraz z niemowlętami, motorowerów z dobudowanymi przyczepami bocznymi, gdzie siedzą dzieci. Niemal każdy z tych pojazdów zostałby w Niemczech wyłączony z ruchu w trybie natychmiastowym. Podejrzewamy, że ilość wypadków przy użyciu takich pojazdów wzrosłaby lawinowo. A w Tajlandii wydaje się być spokojnie - nikt nie jedzie szybko, nikt nie pcha się na pierwszego, nikt nie trąbi i nie denerwuje się. Naprawdę komfortowe warunki jazdy.
Na razie kończę moją relację, powalczę z jet lagiem:)
A o Tajlandii jeszcze trochę chciałam napisać. Moje subiektywne spostrzeżenia, być może część z nich nie jest zgodna z rzeczywistością. Jeśli tak, mam nadzieję to kiedyś zweryfikować. To była m oja druga podróż do Tajlandii. Ostatni raz byliśmy tam dziesięć lat temu i nie mieliśmy tak bliskiego kontaktu z tubylcami. Wiele wrażeń się zatarło, więc ten wyjazd przeżywałam częściowo jako świeży.
Jedzenie
Tajlandczycy kochają przegryzki, ciągle coś jedzą. Tam, gdzie są ludzie, niewiadomo skąd pojawiają się od razu garkuchnie na kółkach, gdzie można kupić malutkie szaszłyki z niemal wszystkiego, wózki, gdzie można kupić pokrojone na kwałki owoce, stoiska z napojami i czym tylko dusza zapragnie. W każdej wiosce mieści się też malutki market, w którym można głównie kupić czipsy i inne wysokokaloryczne i średnio zdrowe przegryzki plus słodkie napoje. Poza tym tajską kuchnie uwielbiamy za wszystko:)
Dzieci
Jest ich dużo, wszędzie widać maluchy. Przy stoiskach otwartych do późna w nocy stoją zaimprowizowane kołyski albo chodziki, gdzie drzemią lub siedzą dzieci pod okiem pracujących matek. Zaskoczyła mnie duża ilość grubych maluchów, co jednak w kombinacji z powyższym przestaje mnie dziwić. Widok dziecka w piżamie z paczką czipsów w ręce nie jest rzadki. Po zachowaniu wobec naszej Trzylatki sądzę również, że dzieci dostają słodycze przy każdej okazji. Nieprzyzwyczajona do takich ilości Trzylatka odmawiała, co spotykało się z ogromnym zdumieniem. Nie widziałam prawie wogóle dzieci przy piersi (3 razy w tym dwoje cudzoziemców), za to mnóstwo dzieci z butelką w ręce.
Tajlandczycy uwielbiają dzieci, europejskie dzieci są wielką atrakcją - nasza Trzylatka była ciągle, naprawdę ciągle, zagadywana i dotykana.
Drogi
Są całkiem porządne. Ruch lewostronny na szczęście dla M. nie był problemem. Zaskoczyła nas niewielka ilość znaków drogowych, zwłaszcza ograniczeń prędkości oraz zdyscyplinowana jazda Tajlandczyców. Jako pojazdów używają niemal wszystkiego - zdezelowanych ciężarówek, pikapów, gdzie z tyłu siedzi kilkanaście osób, często na jakiś towarach, motorowerów, na krórych siedzi przynajmniej kilka osób wraz z niemowlętami, motorowerów z dobudowanymi przyczepami bocznymi, gdzie siedzą dzieci. Niemal każdy z tych pojazdów zostałby w Niemczech wyłączony z ruchu w trybie natychmiastowym. Podejrzewamy, że ilość wypadków przy użyciu takich pojazdów wzrosłaby lawinowo. A w Tajlandii wydaje się być spokojnie - nikt nie jedzie szybko, nikt nie pcha się na pierwszego, nikt nie trąbi i nie denerwuje się. Naprawdę komfortowe warunki jazdy.
Na razie kończę moją relację, powalczę z jet lagiem:)
Kommentare