19.12. Angkor Wat i Bayon

Dziś rano przywitał nas budzik ale nie było łatwo wygonić nasze smyki z łóżek. Brakowalo im energii, której w ciągu dnia mają w nadmiarze! Gdy szliśmy na śniadanie czekał na nas już nasz kierowca z naprawionym kołem. 
Krótko po 8 ruszyliśmy do Angkor Wat, ale nie od strony zachodniej czyli głównego  wejścia, tylko od wschodu, by umknąć masom turystów. Nasz przesymaptyczny kierowca dał nam przed wyruszeniem do wnętrza świątyni ciekawą lekcję kambodżańskiej historii i architektury Angkor. I wreszcie ruszyliśmy na pierwsze namacalne spotkanie z tym cudem świata. 

Od razu zachwycają ogromne bloki piaskowca, z których zbudowane są wszystkie budowle. Już pierwszy budynek nas zatrzmał na długo, 



a zanim na dobre dotaliśmy do głównej świątyni zatrzymały nas małpy, które fascynują dzieci. 



Po długiej obserwacji ruszyliśmy do pierwszego poziomu głównej światyni - niekończące się korytarze z setkami rzeźb mogą zatrzymać na cały dzień. Szczegóły historii Khmerów i walk królewskich oddane są rewelacyjnie. Wspaniale jest usiąść i oddychać atmosferą tego magicznego miejsca. To ostatnie niestety pozostało w sferze marzeń. bo delektowanie się atmosferą i spokojne kontemplowanie rzeźb nie należy do najmocniejszych stron naszych dzieci i przegrywa z dzikim bieganiem wkoło kamieni, skokami, przekładaniem powyższych z miejsca na miejsce oraz napełnianiem (nie tylko swoich) kieszeni drobnicą. Sześciolatka jak zwykle nas nie zawiodła i zadawała szereg fachowych pytań, których nie powstydziłby się archeolog. Powstydziła się za to matka, która nie zawsze potrafiła równie fachowo odpowiedzieć.



Im bliżej najwyższego pziomu, tym więcej jednak turystów. W takim tłumie trudno znaleźć moment na zadumę. Omijaliśmy więc największe skupiska i podziwialiśmy okna, krużganki i rzeźby. 



W końcu jednak dotarliśmy do samego centrum świątyni, gdzie wprwadzono reglementację ilości osoób, które mogą się wspiąć na szczyt. Niestety dzieciom nie było wolno wchodzić po bardzo stromych schodach - wąziutkie oryginalne stopnie zastąpiono drewnianymi, niemniej stromymi. Na szczęście M. już Angkor zwiedzał, mogłam więc iść sama. To najświętsze miejsce Angkor jest naprawdę niesamowite nawet zwiedzane z wszędobylskimi Japończykami i Koreańczykami. W samym środku stoją cztery rzeźby Buddy, każda zwrócona w inną stronę, które zastąpiły oryginalne podobizny boga Wisznu. Zapach trociczek, żółte szaty, którymi oplecione są sylwetki Buddy oraz białe kwiaty potęgują odczucie znajdowania się w magicznym miejscu. 



Przed nami jednak były jeszcze wszystkie budowle, które mieściły się przed świątynią, więc krok po kroku oglądaliśmy każde architektoniczne cudeńko - dzieci tak samo zafascynowane jak my. 



Godzinami tłumaczyliśmy Sześciolatce historię powstania świątyni, historię Kambodży łącznie z Czerwonymi Khmerami oraz najnowsze wydarzenia polityczne w tym kraju. Ciężki kawałek chleba dla nas i dotąd nie jestem pewna ile nasza żądna wiedzy Sześciolatka z tego zrozumiała.
Na chwilę odciągnęła ją od pytań wieża echo, gdzie można było uzyskać efekt rezonansu, opierając się o jedną ze ścian i uderzając pięścią w klatkę piersiową. 


Na końcu czekała nas jeszcze wędrówka monumentalną drogą dojazdową do świątyni, tym razem w dość upalnym słońcu - była o wiele bardziej mozolna niż zwiedzanie całego kompleksu. Uff, pierwsza świątynia obejrzana. Spragnieni i głodni zjedliśmy obiad w pobliskich restauracjach, które właściwie są stolikami pod zadaszeniem umieszczonymi dosłownie na przeciwko świątyni. Zdecydowanie NIE polecam: ceny wyższe niż w mieście, jedzenie duuuużo gorsze. O wizycie w toalecie nie wspomnę, do dziś się cieszę, że dzieci chciały tylko siku:)

Pełni wrażeń wrociliśmy odpocząć do hotelu. Już o 15:30 wyruszyliśmy do Bayon - kolejnej słynnej świątyni.


Najbardziej znana jest z 56 wież - na każdej z nich mieszczą się patrzące w każdą stronę świata cztery ogromne twarze. Ciągle miałam wrażenie, że jestem obserwowana. O tej porze mało turystów zwiedzało Bayon, niemal wszyscy byli na przepełnionej górze podziwiać zachód słońca. Tak więc we względnym spokoju kontemplowaliśmy piękno rzeźb i reliefów. Pisząc te słowa nadal czuję w sobie spokój płynący z kamiennych ścian.


Bayon jest dużo mniejszy od Angkor Wat ale jego zabudowa jest znacznie gęstsza, między kolejnymi poziomami leżą wręcz rumowiska kamieni. Poszczególne kamienne bloki zostały ponumerowane i skrupulatnie ułożone w stosy - archeolodzy właśnie rekonstruują pierwotny wygląd tego miejsca. Dzieci także były zachwycone tym miejscem, Dwulatek dzielnie, sam wspinał się na kamienie, bardzo wysokie stopnie, biegał od rzeźby do kolumny, Sześciolatka poddziwiała detale.



A jest co podziwiać, bo zewnętrzny dziedziniec to niekończące się rzeźby, ukazujące życie Khmerów oraz filigranowe tancerki Apsara.


Po zachodzie słońca opuścisliśmy to miejsce i wróciliśmy do miasta - do wczorajszej restauracji. Dwulatek, już tradycyjnie zdrzemnłął się w tuk- tuku i nabrał sił na khmerskie smakołyki.

Kommentare

fotocyk hat gesagt…
A skad taka wineta na pierwszym zdjeciu? Jakas nakladka szeroko-kątna?
Anna hat gesagt…
Kowerter szerokokątny 0,5

Beliebte Posts