List owarty
Drogi Panie Haribo,
niniejszym pragnę Panu podziękować, że niemal codziennie ratuje Pan moją rodzinę przed katastrofą.
Nie wiedzieć czemu już wczesnym rankiem dziecko dostaje (pierwszego) ataku histerii, a zrozpaczona matka próbuje udobruchać, tłumaczyć, wyjaśnić, że buty jednak trzeba założyć. Matka próbuje się nie drzeć (co rzadko się jej udaje), próbuje opanować trzęsące się ręce i zalewającą ją falę wściekłości, aż wreszcie decyduje się osobiście wcisnąć buty na nogi rozwierzganego dwulatka, równocześnie objaśniając sześciolatce zawiłości tego świata. Mieląc przekleństwa próbuje nie przejść do rękoczynu gdy dwulatek wyrzuca lewym prostym założony z wielkim wysiłkiem przez poruszającą się na czworakach matkę pierwszy but, podczas gdy matka walczy z drugim. Wreszcie matka z pomocą ojca próbuje wcisnąć na kopiące nogi połączone z wijącym się ciałem te cholerne buty i osiąga ślepy zaułek, bo jedyną szansą przezwyciężenia oporu dwulatka byłoby połamanie jego nóg. Gdy matce więdną uszy i pęka głowa oraz czuje się jak po dwudziestu minutach w blisko stustopniowej saunie połączonej z ringiem bokserskim i wreszcie pozwala dwulatkowi wyjść boso, mając maleńką iskierkę nadziei, że chłód i deszcz zaradzą problemowi (nie zaradzą), wtedy ratuje całą rodzinę tylko jedno. Maleńka, niepozorna, leciutka paczuszka zawierająca dziesięć mikroskopijnych kolorowych gumiastych żelków. Owych dziesięć misiów osiąga efekt wychowawczy, którego nie udało mi się wypracować przez ponad sześć lat matkowania. Owych dziesięć żelków potrafi wyczarować najbardziej promienny uśmiech na buzi dwulatka oraz uzyskać od niego wszystko, dosłownie wszystko. Nagle okazuje się, że matka wcale nie musi zakładać butów, dwulatek robi to sam!
Dlatego drogi panie Haribo, w takich momentach olewam wszystkie teorie i metody, porzucam w czambuł wszystkie założenia pedagogiczne, by ratować moje zdrowie psychiczne oraz moje dzieci przed odwiedzaniem odsiadującej karę więzienia matki i wyciągam magiczną paczuszkę misiów.
Zapewne domyśla się Pan, że takich sytuacji jest więcej - tak, ma pan rację, ale zdradzę Panu jedno - najgorsze są zimowe ranki, bo po walce o buty, mamy jeszcze potyczki o szal, czapkę, kurtkę i rękawiczki.
Z poważaniem
Matka
Kommentare