17.12. Bangkok i lot do Siem Reap

Ostatni dzień w Bangkoku spędziliśmy na luzie, bez wypraw w miasto. Po spokojnym śniadaniu zajęłam się pakowaniem, a Sześciolatka z tatą poszli na basen. O 11 już opuściliśmy hotel i pojechaliśmy na lotnisko. 


 
Dekoracje świąteczne w hotelu

Nie było łatwo zmieścic się w taksówce, ale M. przekonał taksówkarza do odrobiny inwencji i wepchaliśmy się we czwórkę na tylne siedzenie, a bagaże umieściliśmy w bagażniku i na przednim siedzeniu. Podróż na lotnisko nie sprawiała już wrażenia takiej długiej jak ta w drugą stronę dwa dni wcześniej. W okienku Bangkok Airways okazało się jednak, że nasz lot ma godzinne opóźnienie. Wybraliśmy się więc na zwiedzanie lotniska, zjedliśmy pyszny tajski obiad i po 14 dotarliśmy do naszego wyjścia. Samolot jednak nadal nie przyleciał i spóźnienie przedłużylo się o kolejną godzinę. Naszym dzieciom jak zwykle nie brakowało energii i szalały na całej długości hali. Widziałam po twarzach przyszłych współpasażerów, że w duchu modlą się o miejsca jak najdalej od nas. 
Wreszcie jednak mogliśmy wsiadać do przytulnego samolotu Bangkok Air, gdzie Dwulatek od razu zasnął, a ja mogłam mieć relaksujący lot.

Sympatyczny posiłek w samolocie Bangkok Airways

Z okna podziwialiśmy krajobrazy Tajlandii i Kambodży, które początkowo wydawały się nie różnić od europejskich. Dopiero gdy lecieliśmy nad jeziorem Tonle Sap byliśmy oczarowani ogromem wody, która zalała także dżunglę. Na ogromnym obszarze z wody wystawały tylko korony drzew. Całkiem wyraźnie widzieliśmy także wioski na wodzie. Tonle Sap to największe jezioro słodkowodne Azji Południowo-Wschodniej, które w porze deszczowej powiększa swój obszar o kilkanaście razy, zalewając wybudowane już profilaktycznie na palach wioski. Tym sposobem ich mieszkańcy zmieniają tryb życia i środki komunikacji z roweru na łódki. 



I wreszcie wylądowaliśmy w Kambodży. Piękne lotnisko z budynkami w  azjatyckim stylu bardzo mi się spodobało. Najpierw jednak czekała nas papierologia czyli kontrola paszportowa. Dzięki załatwionym wcześniej wizom wszystko jednak poszło bez problemu, a na zewnątrz już czekał szef naszego hotelu, by nas zawieźć na miejsce. Okazało się, że pochodzi z Filipin więc mieliśmy wspólny temat rozmów, a ja od razu błysnęłam moimi całymi trzema słowami w tagalog:) 
Hotel okazał się być wspaniały. Wokół jeziora-laguny mieściło się dziewięć domków, każdy z nich zawierał dwa apartamenty. 



W stronę jeziora zwrócony był taras i mały prywatny basen, z którego dzieci od razu skorzystały. Mnie zachwyciły miłe drobnostki - piękne bukiety w pokojach, urocze lampki, talerz owoców, piękny zadbany ogród i przemiła recepcjonistka. Po rozpakowaniu się zjedliśmy nasz pierwszy kambodżański posiłek czyli najsłynniejsze tu potrawy - amok (przypomina tajskie curry ale nie jest ostry i najczęściej zawiera ryby z Tonle Sap) i lok lak (marynowana wołowina z sosem limetkowo-pieprzowym). Przepyszne! Po długim dniu nie fundowaliśmy dzieciom dalszych atrakcji tylko padliśmy do łóżek.

Kommentare

Chihiro hat gesagt…
Słodkie są te dekoracje świąteczne :)
Ja się zawsze cieszę, gdy znajdę wspólny język z kimś, czy to przez znajomość paru słów w języku, której nikt się nie spodziewa, czy przez sam fakt odbycia podróży do kraju, który wcale nie tak wielu turystów odwiedza. W Twoim przypadku trzy słowa tagalog na pewno zrobiły na nim wrażenie :)
Domki są cudne, szkoda, że tak duże rejiny Azji są rokrocznie narażone na powodzie. Jak bardzo musi to utrudniać ludziom życie, nie mówiąc o tym, że zapewne wielu ludzi ginie lub przynajmniej traci swój dobytek.
Anna hat gesagt…
Pan mówi świetnie po angielsku ale przez nasze liczne wizyty na Filipinach i własnie tagalog był nam szczególnie przychylny;)

W przypadku Tonle Sap myślę, że te powodzie nie czynią takich spustoszeń, one należą do ekosystemu i funkcjonowania tego jeziora, które jest głównym źródłem pożywienia dla całego państwa. To fascynujący akwen. A ludzie od dawien dawna współżyją z wodą.

Beliebte Posts