31.01

Nauczeni doświadczeniem, wybraliśmy się na wycieczkę, jak mawia Trzylatka, przed południem. Odwiedziliśmy pobliskie akwarium – projekt wykonany na zlecenie króla. W sporym budynku w wielu małych i całkiem sporych akwariach można oglądać ryby, żyjące w tajlandzkich morzach. Wszystko czyste, opisane, zadbane i za darmo. Trzylatce bardzo się podobało a i my chętnie poczuliśmy jak podczas nurkowania. Jako że jest sobota na plaży, na przeciwko akwarium, w ceiniu drzew sporo tajskich rodzin urządzało pikniki. Tajlandczycy ciąglew jedzą, więc tuż obok już stały garkuchnie i stosika z owocami. Nakupiliśmy owoców – orzechy kokosowe do picia, pokrojone na kawałki anansy, arbuzy i nieznane nam owoce, które je się na słono. Tuż dalej odkryliśmy polecany przez nasz przewdonik Jungle bay resort. Rzeczywiście jest świetny, bungalowy rozrzucone są w dżungli. Pośrod drzew i lian mieszczą się drewniane domki, każdy troszkę inny – czysty i schludnie urządzony. Rankiem do okien zaglądają skaczące małpy, między drzewami przechadzają się kury a na tarasie świergocą ptaki. Zieleń aż kipi! Poznaliśmy właściciela, który świetnie mówi po angielsku i bardzo troszczy się o gości. Miejsce godne polecenia, a w internecie można je zobaczyć tu. Do królewskiego projektu należy również specjalnie założona ścieżka poznawcza w lesie namorzynowym. Z naszych obserwacji wynika, że niewiele tych lasów zachowało się na wybrzeżu, które poprzecinane jest głębokimi zatokami, zwanymi tu lagunami. Z pewnością ich brzegi porośnięte były namorzynami. Teraz widać głównie wioski rybackie.

Zaczął się weekend, ale oczekiwana fala gości nie przybyła – zaledwie kilka tajskich par zakwaterowało się u nas. Odjechali za to goście z Bhutanu – pierwsi bhutańczycy, których poznałam.

Pogoda nadal świetna, bo niebo nie jest bezchmurne. Nie jesteśmy więc narażeni na palące słońce, co więcej czasem bywa nam chłodno, np gdy wychodzimy z morza, które jest cieplejsze niż powietrze. Nasza Trzylatka szaleje w wodzie bez obaw – sto metrów od brzegu nadal sama może stać, fale nie są zbyt wysokie, a dno piaszczyste. Po kąpieli oświadcza nam, że jest głodna i idziemy do restauracji jeść ryż. Wszystko i wszystkich już zna, czaruje właścicielki, a nieznajomość tajskiego i angielskiego nie przeszkadza jej się z nimi bawić. Aklimatyzacja zakończona. Za to faza pytań nie zakończona i nadal roztrząsamy kwestie pożywienia krecików, nazw owoców, buddyjskich świątyni, momentu robienia dzidziusia, rozmnażania drobiu itp.

Kommentare

Beliebte Posts