Chao Lao

Dziś poznawaliśmy kolejne zakątki wybrzeża. Wpierw dotarliśmy do Laem Mae Phim, skąd dotarliśmy Klaeng. To duże miasto, które rozciąga się przy Sukhumvit Road (H3). Na tej drodze pozostaliśmy przez jakieś dwadzieścia kilometrów, skąd skręciliśmy potem w prawo, w kierunku kolejnych plaż. Równocześnie przekkroczyliśmy granicę prownicji Chanthaburi. Wpierw dotarliśmy do Khung Wiman – malutkiej wioski przyklejonej do wybrzeża. Plaża nie jest zbyt szeroka i raczej krótka. Tak więc wróciliśmy z powrotem do skrzyżowania, skąd pojechaliśmy do Laem Sadet i w końcu do Chao Lao. Te dwie plaże są ze sobą połączone. Przy nich mieści się sporo hoteli, bungalowów i resortów. Rozglądaliśmy się za wyszukanymi w necie miejscami. Wpierw znaleźliśmy New Travel Beach, która w internecie wyglądała świetnie. W rzeczywistości plaża byłam wąskim piaskiem mułu, a obiad w tamtejszej restauracji okazał się złym pomysłem. Wróciliśmy więc do Changchaolao Beach Resort. I to było dobre posunięcie. Resort mieści się tuż przy plaży kilkadziesiąt metrów od drogi. Wszystkie pokoje są niesamowicie oryginalne. Urządzone w tajskim stylu, tylko drewnianymi meblami, z otwartymi łazienkami. Przy samej plaży mieszczą się bungalowy. Trzy z nich mają tarasy właściwie na piasku. Każdy z nich ma wannę pod gołym niebem, otwartą część łazienkową, piękne drewniane meble i ogromne przeszklone drzwi. Nie zastanawialiśmy sie długo. Cały teren również jest świetnie zagospodarowany – wszędzie rosną palmy, krotony, mangowce, między nimi wiszą hamaki i stoją leżaki. Nad małą laguną mieści się wiszący most, po którym można się dostać do restauracji. Tajskie pracowniczki zahcwycone są Trzylatką, a gdy mała po tajsku podziękowała osiągnęły pełnię szczęścia. Nasza Trzylatka ma niespożytą energię. Weszła w największe ekstremum fazy pytającej. Dziś wyjaśniałam takie kwestie jak: co to są kolędnicy, czemu w Tajlandii nie ma śniegu, czy moczyłam w kąpieli kapelusz gdy była dzidziusiem, kiedy zrobimy nam dzidziusia, dlaczego tu są takie dziwne łazienki itd. Trzylatka jest zachwycona naszym nowym „domem“: hamakami i przede wszystkim morzem, które jest niesamowicie ciepłe i płytkie. Woda ciągle sięga jej do ud, niezależnie jak głęboko wchodzi. Zaplanowała już codziennie zabawy na plaży i powiększanie jej kolekcji muszelek i sepii. Jeśli przez kolejne dni będzie się nam nadal tak tu podobać, zrezygnujemy z wyprawy na Koh Chang i zajmiemy się zwiedzaniem prowincji Chanthaburi. Już późno, Trzylatka nadal tryska energią, podejmiemy kolejną próbę usypiania.

Kommentare

Beliebte Posts