Pattaya drugi dzień

Po wczorajszej nauczce, dziś rozpoczęliśmy od wyjścia na miasto. Pozwoliliśmy się wpierw zawieźć do ogromnego centrum handlowego z częściami komputerowymi - Michael takie uwielbia:) Przede wszystkim jednak zaopatrzyliśmy się w kartę, która umożliwi nam łączenie się z netem przez najbliższe dni. Potem zagubliliśmy się na uliczkach i ulicach Pattayi - cóż to za moloch! Hałas, ruch, mnóstwo ludzi, turystów i Tajlandczyków i wszędzie szyldy, reklamy, budki, stoiska, sklepy, centra handlowe, bary, restauracje, kluby. Tygodni trzeba by na zobaczenie wszystkiego! Na szczęście nas szczegółowe zobaczenie Pattayi nie pociąga. Skorzystaliśmy właściwie tylko z przyjemności - najpierw masaż głowy i karku. Godzina cudownego relaksu dla nas i kultury tajskiej dla naszej Trzylatki, która została od razu zaszczebiotana przez dziewczyny pracujące w salonie masażu. Gdyby była śmielsza nosilby ją na rękach. Ale ona jak zwykle trzyma rezerwę i ze stoickim spokojem reaguje na piszczoty, prezenty, uśmiechy. Coraz bardziej jednak przyzwyczaja się do nowego kraju i podejrzewam, że niebawem zacznie korzystać z tajskiego zachwytu nad nią i zacznie się uczyć języka. Już kilka razy skonfrontowała mnie z pytaniem: "Mamo, co to znaczy (tu następuje tajska fraza, którą powtórzyła)" - oczywiście musiałam spasować. Mimo zakupienia trzech niezwykle kiczowatych sukienek nasza córka nie była całkiem szczęśliwa, bo nie dostała obiecanych zabawek do piasku. Wszystkie były koszmarnie drogie! Szzkoda, że jednak nie wzięliśmy naszych. Największym sukcesem dnia jest jednak fakt, że chyba choroba cofa się ostatecznie, bo trzylatka zaczęła jeść! No ale jak tu ulec tajskiej zupie z "makaronami" i kurczakowi w nerkowcach? Pycha! Gdy wreszcie wróciliśmy do naszej zielonej oazy, czyli do hotelu, od razu wskoczyliśmy do basenu. Mnie było znów chłodno ale mała siedziała bardzo długo. Przed snem oczarowała jeszcze jednego z kelnerów hotelowych i tajskich muzyków, którzy dziś u nas przygrywali. Najbardziej jednak podoba mi się teraz usypianie - nie ma długiego czytania, trzymania za rączkę, opowiadania. Nasze dziecko samo żąda udania się do pokoju, umycia minimum i ubrania w piżamę. Zasypia w sekundę:) Żeby jeszcze tylko przesypiała noce...
Jutro opuszczamy Pattayę, tęskno nam do bardziej typowych dla Tajlandii okolic, bez huku, tłumów i sklepów. Bardzo jestem ciekawa dokąd jutro dotrzemy:)

Kommentare

Beliebte Posts