Lot i pierwszy dzień

Jeszcze na lotnisku w Berlinie zastanawiałam się czy dobrze robimy decydując się na lot. Ale nie było już odwrotu. Raz dwa, siedzieliśmy w samolocie - jeszcze tylko odmrożono skrzydła i już wystartowaliśmy. Trzylatka była bardzo śpiąca ale w samolocie ruch, rozmowy, światło i oczekiwanie na jedzenie przeszkadzały jej spać. A naczekaliśmy się sporo, bo turbulencje opóźniły całą procedurę. Ale gdy wreszcie zjedliśmy i jako tako usadowiliśmy się, przejrzeliśmy wszystko, co można było przejrzeć, sprawdziliśmy czy na pewno mamy wszystkie zabawki i przeczytaliśmy kilka książeczek Trzylatka zdecydowała się spać. Przyjęła maksymalnie wygodną pozycję na mnie i padła, a i ja z nią, choć katar i suchość powietrza mnie zabijały. Ja akurat zbyt długo nie pospałam - bo nieoczekiwane ruchy przez sen Trzylatki skutecznie mnie przed porządnym uśnięciem powstrzymywały. Mała przespała śniadanie i w sumie obbudziła się bardzo marudna na samo lądowanie. Gdy już niemal lądowaliśmy była bardzo podekscytowana, że wreszcie dotrzemy na ten Bahnhof (czyt. Bangkok). Po raz pierwszy widziałam nowe lotnisko w Bangkoku - bardzo rozległe, zadbane o ciekawej architekturze. Bez najmniejszych problemów odebraliśmy bagaż i odnaleźliśmy kierowcę, który miał nas zawieźć do Pattayi. Jedynym zgrzytem było to, że nie udało mi się pobarć z bankomatu pieniędzy moją kartą - dziwne bardzo, sprawdzimy to jeszcze. Gdy tylko wyszliśmy z lottniska poczułam znajomy zapach - upału i bardzo wysokiej wilgotności. Zapach, który oblepia każdy por ciała. Wszechobecna zieleń od razu rzuciła się w oczy - setki palm, a później gaje bananowców. Podczas jazdy do Pattayi miałam zamiar obserwowac okolice ale z autostrady niewiele było widać a i trudno było mi powstrzymać mi się od snu. Zdążyłam zobaczyć jedną czy dwie świątynie i jak zwykle podziwiać niesamowite rozwiazania komunikacyjne wraz z sześciopasmowa (w jedną stronę!) autostradą. Nasz przez internet wyszukany hotel okazał się być bardzo miły. W centrum Pattayi, pełen zieleni. Wśród zadbanych rabat pełnych palm, hibiskusów, drzewek bonsai i innych roślin umieszczone są bungalowy i inne budynki, a w środku ciagnie się spory basen. Moża to miejsce zobaczyć tu. Pokój mamy rowniez bardzo przyzwoity, na pewno byłby dobrym lokum na dłużej niż nasze trzy noce. Gdy wreszcie dotarliśmy do pokoju, marzyłam żeby dac odpocząc skołatanej głowie, ale nasza Trzylatka już w aucie podskakiwała ze szczęścia na  samą myśl o plaży. W hotelu udało się ją przekonać, że basen wystarczy.l Musieliśmy więc wszyscy udać się do wody. Och, jak miło było, położyć się na leżaku i rozciągnąc kości. Aż głupio mi było korzystać z obsługi kelnera, który serował dania prosto na stoliczek obok leżaka. Skusiliśmy się jednak na ulubione pad thai i kurczaka satay. Zamierzaliśmy jeszcze udać się zobaczyć okolice i sprawdzić sprawę z moja kartą, ale gdy przebrałam i wyszykowałam Trzylatkę - ona zwyczajnie zasnęła. Więc siedzimy w piżamach, a właściwie wszyscy śpią, a ja piszę, oglądając wiadomości po tajlandzku;) Korzystam z sieci hotelowej i postaram się pisać, jakk długo będziemy mieli taką możliwość.

Kommentare

Anonym hat gesagt…
udanego urlopu;)
Anonym hat gesagt…
Ciepełko, słoneczko i zieloność dookoła - pięknie:-)

Beliebte Posts