Koh Chang

Jestesmy na Koh Chang – po dlugim dniu jestem zmeczona ale sprobuje jeszcze choc pare slow napisac. Gospodyni naszego hotelu bardzo serdecznie nas zegnala, az zal bylo nam wyjezdzac. Gdy odjezdzalismy, okazalo sie, ze w jednej z opon jest gwodz i ucieka powietrze. Pojechalismy wwiec do warsztatu samochodowego, gdzie wymieniono nam szybko opone na zapasowa. Na szczescie pomogla nam nasza tajska gospodyni, wiec cala procedura przebiegla bardzo sprawnie. Dopiero potem moglismy opuscic Chao Lao. Podazalismy droga wzdluz wybrzeza na wschod, by w okolicach Khleng wjechac na znana nam juz Sukhumvit Road. Gdy wjechalismy do prowincji Trat, skrecilismy na droge prowadzaca do Laem Ngep, gdzie podazylismy za znakami Center Point Ferry. Jechalismy przez calkiem bbezludne lesne tereny – zielen az gryzla w oczy, setki palm kolysaly sie na wietrze. Trudno bylo sobie wyobrazic, ze dotrzemy do brzegu. Ale faktycznie calkiem nagle dojechalismy do wybrzeza, tuz przed 13. Nie udalo nam sie jednak wjechac na prom odjezdzajacy o tej godzinie – byl juz pelny. Godzina czekania szybko nam zleciala i wjechalismy na prom. Przeprawa trwala 45 min. Wyspe widzielismy na horyzoncie – wysokie, zielone gory. Zachodnie wybrzeze jest bardziej znane ze wzgledu na piaszczyste plaze, na wschodzie dominuja lasy namorzynowe i wioski na palach. My zdecydowalismy sie na zamieszkanie na poludniowym-wschodzie. Dlatego też po zjechaniu z promu skreciliśmy w lewo. Droga otaczająca wyspę nie jest jeszcze ukończona, więc tylko tak mogliśmy dotrzeć do wybranego przez nas miejsca. Od razu uderzyła nas soczysta zieleń, ogromne góry porośnięte gęstą dżunglą. Taką dżungla, jaką sobie zawsze wyobrażałam, nieprzebytą, tajemniczą. Jadąc na południe obserwowaliśmy linię brzegową – faktycznie dominują tu namorzyny lub kamieniste wybrzeże. Droga wiła się wśród lasu i wzgórz aż w końcu dotarliśmy do jej końca. Znaleźliśmy się w Salak Phet, więkwszość domów na palach i las. Na samym końcu drogi zaparkowaliśmy i powęddrowaliśmy pieszo wąskim chodnikiem do mola prowadzącego do wybranego przez nas hotelu Island View Resort. Hotelik jest malutki, na palach 150 metrów od brzegu, prowadzony przez Niemca. Pokoje są urządzone dość skromnie ale niczego tu nie brak, wkoło nich jest taras i restauracyjka otraz mnóstwo jachtów. Właściciel oferuje jachty, katamarany oraz kajaki. Sam hotel mieści się w zatoce skąd widać wiele pobliskich wysp. Na najbliższej jest plaża, z której goście hotelowi mogą korzystać, pod warunkiem, że sami się do niej dostaną. My zostawiliśmy tylko nasz bagaż i pojechaliśmy na drugą stronę wyspy. Musieliśmy jechać całą drogę z powrotem aż na północ, gdzie zaczynają się niesamowite zakręty i podjazdy. Po minięciu ich dotarliśmy do słynnej White Sand Beach. Dla nas wielkie rozczarowanie – hotel obok hotelu, na plaży sporo ludzi, a sama plaża mimo odpływu dość wąska. Jak dla nas za dużo hoteli, resortów, knajp, restuaracji, turystów, ruchu i sklepów. Zjedliśmy tylko, kupili parę drobiazgów i wróciliśmy do nas. Wybierzemy się jeszcze raz obejrzeć całe wybrzeże zachodnie ale już teraz wiemy, że jest tam dla nas zbyt turystycznie. Cudowne są jedynie wysokie góry porośnięte dżungla, które opadają niemal do morza.

Nasza Trzylatka zaaklimatyzowała się w Tajlandii w czwarty dzień pobytu. Po fazie mnostwa pytań dotyczących buddyzmu, tajskich dzieci, języka i życia w Tajlandii, nastąpiła calkowita asymilacja. Na śniadanie wcina tajską ryżankę z krewetkami, na wszystkie inne okazje żąda ryżu z ananasem, krewetek lub innych ośmiornic. Próbuje pierwszych słów po tajlandzku, wykazuje pełne rozeznanie w tajskich sklepach i świątyniach, a dziś po przybyciu na Koh Chang całkiem profesjonalnie spytała: „Dobra mamo, to co tutaj można zobaczyć za zabytki? Co tu jest ciekawego?“. Teraz więc siedzimy i glowimy się co też ciekawego naszej Trzylatce możemy zaproponować i już mamy kilka pomysłów.

Kommentare

Beliebte Posts