Z powrotem w Chao Lao

Jesteśmy w Chao Lao. Po śniadaniu pozbieraliśmy nasze bagaże i ruszyliśmy w drogę do promu. Nie bylibyśmy nami, gdybyśmy nie zboczyli z drogi. Zjechaliśmy w boczną drogę, prowadzącą w dolinę między górami i wjechaliśmy w palmowy gaj – palmy pochylały się nad wąską drogą, tworząc przepiękną aleję. Po jakimś czasie ustąpiły miejsca ogromnym bambusom, które również kołysały się nad drogą, tworząc wręcz tunel. Powyżej zbocza gór porastała nieprzebyta dżungla. Fascynuje mnie taka gęstwina. Udało nam się dojechać przed godziną 12 do promu, ale okazało się, że jest spora kolejka. Obawialiśmy się dwugodzinnego czekania, ale najwyraźniej zwiększono ilość kursów i dość szybko wjechaliśmy na pokład. Po przeprawie wracaliśmy tą samą drogą przez plantacje kauczuku i palm. W Chanchaolao wszyscy już wiedzieli o naszym przyjeździe i serdecznie nas powitano. Mamy znowu pokój z patio – tym razem bardzo dużym. W poniedziałek jest w Tajlandii święto narodowe i będzie nawał gości, pokoje już od dawna są zarezerwowane, więc będzemy musieli się dwa razy przeprowadzić:)

Morze nas zaskoczyło, czas odpływu się przesunął i akurat gdy przyjechaliśmz plaża powiększyła się przynajmniej o sto metrów. Najpierw oglądaliśmy różne ślimaki i muszle, które odkryło morze, a potem poszliśmy się ochłodzić, tzn wymoczyć, w ciepłym morzu. Trzylatka siedziała by w wodzie nonstop, więc przerzuciliśmy się jeszcze na basen, gdzie sama pływała. Na kolację poszliśmy do restauracji, gdzie dziewczyny już na nas, a zwłaszcza na Trzylatkę czekały. A i ona ucieszyła się i co chwilę zaglądała do kuchni i pozwalała się rozpieszczać. Ciągle też szukała Oh – szefowej, ale niestety dziś jej nie było.

Teraz na szczęście śpi, a ja siedzę na patio, na drewnianym łóżku, słucham cykad, ptactwa i gekonów, w tle szumi morze, powietrze jest wilogtne i gorące – dla mnie idealne. Mogłabym tu spędzić całą noc.  

Kommentare

Beliebte Posts